Jestem miłośnikiem kina i wina, zasiadłem więc do oglądania tego filmu ze sporymi nadziejami, mając w pamięci całkiem udany "Dobry rok" z Russellem Crowe. Niestety "Wino na medal" to raczej ocet niż wino. Pierwsze sceny tego nie zwiastują. Kalifornijskie winnice pokazane są ze smakiem i wizualnym przepychem przypominającym "Pod słońcem Toskanii". Niestety, im dalej, tym gorzej. Aktorzy bardziej "zgrywają się" niż grają, i wcale nie tłumaczy tego lekko komediowa konwencja. Te pretensjonalne minki drewnianych aktoreczek, te przekombinowane, drewniane dialogi, wszystko to okazało się na tyle nieznośne, że nie dotrwałem do końca.
Jak widzę nie denerwuje Cię skrajna naiwność "Dobrego Roku". Bo właśnie to odpycha mnie w filmie z Crowe'em a przyciąga do filmu z Ricmanem
Dokładnie - ocet.
Chciałbym jeszcze dodać że film ten jest w stylu głupawej amerkykańskiej propagandy.
Moja ocena to 1/10.
Po obejrzeniu "MONDOVINO" - swietnego filmu dokumentalnego opowiadającego o wpływie globalizacji światowej na różne rejony produkujące byłem pod wrażeniem.
Niestety film ten nawet nie dorównuje do pięt dobremu filmowi.
Głupawe amerykańskie teksty pokazujące jacy to amerykanie są świetni, dziecinny romans w tle oraz zero profesjonalizmu.
Żenada.
ale przyznasz, że francuskie wina i włoskie poza lokalnymi małymi winnicami to syf nad syfy i Afryka, Ameryka, Australia i Bałkany produkują trunki o niebo lepsze.