Bardzo podobała mi się końcówka. Baptysta uświadamia sobie, że tym czego tak naprawdę pragnął była miłość. Coś zupełnie bezcennego, coś czego nigdy nie doświadczył i nawet najpiękniejszy i najbardziej zmysłowy zapach nie mógł dać mu tego co bliskość z drugim człowiekiem.
gdzieś pod spodem jest delikatna aluzja do nocy z dziewczyną - i dlatego mimo wszystkich świństw uważam ten film za opowieść o miłości; mimo zdechłych kotów i całej reszty
Tak. Z tymże on nie mógł doświadczyć miłości ponieważ sam nie był zdolnym do jej odczuwania. Stąd jego rozpacz. Zapachy były duszą, co było powtarzane kilkakrotnie - "zapach kwiatu jest jego duszą". Baptysta zbierając zapachy zbierał dusze i tym samym miłość tych niewinnych młodych dziewcząt. W ten sposób stworzył perfumy, które budziły w ludziach miłość (w sensie tej najczystszej, najwyższej miłości bliźniego) - w ludziach zdolnych do miłości. Niestety nie działały one na Babtystę, ponieważ on nie był zdolny do miłości. Nie miał własnego zapachu, nie miał duszy, był nieludzki, był potworem. Ze swymi perfumami mógł wszystko, ale też wszystko nie miało znaczenia w sytuacji, gdy sam był w ten sposób nieludzki.
Przepiękny film, bardzo subtelny i uduchowiony.
W zasadzie temat powinien być raczej oznaczony jako zawierający spoiler.